Nagość! Opus Magnum


Ten wpis jest nieco spóźniony, potrzebowaliśmy czasu na “ogarnięcie się” po urlopie 🙂 Ale nim to nastąpiło, pojechaliśmy jeszcze na Grand Finale naszego urlopu, czyli VIII Śląskie Spotkania Saunowe w Szymocicach. Tutaj, na publicznym profilu nie powinienem pisać nic, co mogłoby zaszokować nieprzygotowanego odbiorcę. Napiszę wiec o tym jak się nam jechało 🙂 z racji naszego “przebiegu” wybraliśmy wariant ekonomiczny – podróż rowerami z Gliwic do Szymocic. Nie powiem, trasa z Gliwic do Szymocic jest całkiem przyjemna. Szkoda, że pogoda postanowiła nam pokazać na co ją stać! A stać ją na coś znacznie mocniejszego 🙂 Jazda w 16 stopniach na przełomie lipca i sierpnia, gdy bociany zastanawiają się nad odlotem, to jest coś strasznego 🙂 Pojechaliśmy sobie spokojnie 40 km by dotrzeć w całkiem przyjemne miejsce.

Nie wiem jaka jest historia tego miejsca, widać, że istnieje już od dawna ale chyba przeszło niedawno gruntowną modernizację. Być może to był jakiś zakładowy ośrodek wypoczynkowy, który teraz przerobiono na modne w Polsce “SPA” a przy okazji “kombinat” weselny do obsługi gości na takie okazje. No i oczywiście do tego saunarium, całkiem dyskretnie zorganizowane, zamknięte przed wzrokiem ciekawskich z zewnątrz. Idealne na taką imprezę jak ŚSS. Między innymi z tego powodu, odbywały się one tam już po raz drugi. Około 30 wariatów, którzy niczego tak nie pragną jak najpierw wygrzać się do porządku w saunie, potem popływać na waleta w baseniku z zimną wodą i poleżeć na słońcu, dopieszczając opaleniznę. Oczyma wyobraźni widziałem w tym miejscu gości weselnych i Parę Młodą ubraną tylko w muszkę i podwiązkę na leżakach nad basenem. Takie wesele to mogłoby być coś wartego naszego uczestnictwa :)Niestety pogoda w sobotę nie pozwoliła nam na skorzystanie z wariantu opalania się na leżaczkach. Było zimno (choć nie tak jak o poranku, gdy jechaliśmy na rowerach). No ale za to seanse co 45 minut, przepyszny obiad, owoce co chwilę donoszone robiły z tej imprezy jedno z najlepszych ŚSS na których byliśmy. Do tego jeszcze towarzystwo starych znajomych, wieczorne ognisko z kiełbaskami. Dużo by pisać, ale to nie jest wiedza dla ludzi, którzy nie rozumieją klimatu 🙂

W promocji z ŚSS mieliśmy możliwość korzystania z obiektu jeszcze w niedzielę, do 16:30, na wyłączność dla naszej saunowej braci. No i w niedzielę słońce stanęło na wysokości zadania, wreszcie mogliśmy sobie poleżeć bezwstydnie na rlezakach, korzystając z jego ciepła. Do tego kilka seansów organizowanych “społecznie” przez pozostałych do tej pory gości/saunamistrzów. Leniwy chillout na koniec urlopu. Boski odpoczynek. 

Potem już spokojny powrót na rowerach do Gliwic, wizyta w tutejszym multitapie DobryZbeer i powrót do tak zwanego realnego życia. To był piękny urlop!

Dodaj komentarz